Nie wierzyłam,że zdążymy,czyli sobota 21.05.20011.
W piątek po wytyczeniu przez geodetów granic domku i działki, dalsze działania budowlane ściśle uzależniliśmy od pogody (a ściślej mówiąc od tego czy nie będzie padało). Naszym marzeniem było wylanie ławic w sobotę (21.05.2011r.).
Umówiona ekipa na 7 rano w składzie: mój Mąż, Tata, kierownik budowy(a właściwie kierowniczka) i ekipa budowlańców szt.2, koparka , brak prętów do zbrojenia i jakichkolwiek innych materiałów... Moja druga połowa - wieczny optymista, twierdziła, że zdążą ( cytuję: " a, co to jest wykonać jeden telefon z zamówieniem?" ) i jak wrócę z pracy po 14-tej, to ławy będą już wylewane. No, to zobaczymy...
Siedzę w pracy jak na szpilkach. 7:30 - telefon od męża - 10,5 tony klińca do utwardzenia wjazdu dla betoniarki właśnie wjechało na działkę. W tym czasie kopareczka pięknie kopała doły pod ławy, a panowie robili kratownice.
Ok. 11-tej nie wytrzymałam i wpadłam na działkę, a tam... wszystko prawie gotowe czeka sobie na wylanie ław... Grucha z betonem zamówiona na 13-tą. Po 14:30 byłam już na miejscu, domówiliśmy jeszcze jedną guchę z betonem i przed 15:30 było już po robocie:))))))
I jak tu nie wierzyć we własnego Męża??? Aha, a co do pogody, to również nam sprzyjała. Cały dzień świeciło pięknie słońce, a pod wieczór popadało. W niedzielę też było mokro:)))